Wiem, dawno mnie tu nie było.
Wybaczcie. To wina wygórowanych ambicji... Za bardzo przejmuję się szkołą i konkursami, więc niestety często płacę za to zdrowiem, snem, czasem i energią do życia. Ale na szczęście wakacje zbliżają się wielkimi krokami, więc odpocznę i nadrobię zaległości. Dziękuję Chochliczkowi za komentarz, który mnie do tego zmotywował :)
Kaspian... Przesłyszała się, na pewno. Nie było innej opcji. Chyba, że młody władca Narnii wpadł w tarapaty? Nawet nie dopuszczała do siebie takiej myśli.
Chociaż... Może wtedy powróciliby do Narnii, żeby mu pomóc? O tak, ta myśl bardzo jej się spodobała.
Spojrzała na brata. Jasna czupryna w nieładzie opadała mu na czoło. Uśmiechał się przez sen. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała.
Powoli zapadał wieczór. Nagle Łucja usłyszała dudnienie dochodzące z parteru. Ktoś biegł po schodach. Na palcach ruszyła mu naprzeciw.
- Edmund! - syknęła, gdy ujrzała swojego brata, niestarającego się ani odrobinę zachować ciszy. Piłka, którą trzymał w dłoniach, była cała ubłocona. Pewnie przy innej okazji by go za to zbeształa i kazała oczyścić piłkę na dworze, ale teraz miała inne priorytety. - Bądź ciszej, błagam cię! Piotr śpi, bo... źle się poczuł. - wymyślenie dobrej wymówki zajęło jej sekundę. - Chyba zjadł coś niestrawnego i bardzo cierpi, więc proszę, nie budź go.
Edmund skinął głową i poszedł do pokoju. Zrobił to w miarę cicho, więc Łucja odetchnęła z ulgą. Przynajmniej tym nie musi się martwić.
***
Po kilku godzinach snu Łucja otworzyła oczy. Wokół panowała ciemność, ale jej oczy szybko się przyzwyczaiły i po chwili zaczęła rozróżniać kształty. Łóżko Zuzanny wciąż było puste.
Nagle na dole rozległy się śmiechy i stukot otwieranych drzwi. Łucja rozpoznała donośny głos Zuzanny i uwodzicielski ton chłopaka, z którym ostatnio się nie rozstawała.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś - Zuzanna zachichotała.
- Ależ cała przyjemność po mojej stronie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej!
- Kłamczuch z ciebie!
- Nieprawda!
Łucja przysłuchiwała się tym pustym słowom. Zastanawiała się, jak to możliwe, że Zuzanna z dobrej, odważnej dziewczyny, zmieniła się w pustą lalę, którą obchodzą tylko chłopcy i przyjęcia.
W końcu na dole nastała cisza, co oznaczało, że para się całowała. Łucja skrzywiła się. Gdy usłyszała krótkie słowa pożegnania, zamknęła oczy i udała, że śpi.
W końcu na dole nastała cisza, co oznaczało, że para się całowała. Łucja skrzywiła się. Gdy usłyszała krótkie słowa pożegnania, zamknęła oczy i udała, że śpi.
Nie musiała długo udawać - po kilku sekundach zasnęła.
***
Piotr siedział przy stole i pił zimną wodę. Czuł niewyobrażalny ból głowy, ogień w gardle i przytłaczające wyrzuty sumienia.
Cholera, ale jestem głupi. Nierozsądny.
Powoli przypominał sobie kolejne chwile wczorajszego wieczoru.
Biedna Łucja.
Z każdym momentem wyrzuty sumienia przeradzały się we wstyd i upokorzenie. Łzy zapiekły go pod powiekami, ale nie pozwolił im popłynąć, bo usłyszał kroki.
Na szczęście (albo na nieszczęście, bo teraz było mu jej szkoda) była to Łucja. Podeszła do brata i spojrzała na niego badawczo. On spojrzał na nią i wydukał nieskładne przeprosiny. Usiadła obok niego i spojrzała mu w oczy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała po chwili milczenia.
Nie wiedział.
- Nie mam pojęcia. Żeby zapomnieć? Żebyście poczuli się winni? Żebyście wreszcie przestali mnie traktować jak tego Piotra, który gapi się całymi dniami w okno i jest kompletnie załamany i trzeba się nad nim zlitować lub starać się go za wszelką cenę upokorzyć?
Łucja spojrzała na niego wstrząśnięta. Broda mu zadrżała, a z oczu zaczęły płynąć łzy.
- Proszę, nie mów Edmundowi, ani Zuzannie. Nie chcę, żeby uważali mnie za słabeusza.
Łucja uśmiechnęła się i go przytuliła. Przyniosło mu to ogromną ulgę. Dziewczynka miała w sobie tyle miłości, że jest w stanie ukoić nawet najbardziej zranione serce.
- Nie jesteś słabeuszem, Królu Piotrze Wielki.
***
Piotr i Łucja zjedli wcześniej śniadanie, po czym Łucja stwierdziła, że tak dalej być nie może i wyciągnęła brata na spacer. Dawno nie słyszała, żeby tak szczerze się śmiał, jak podczas tego dnia.
Najpierw poszli na lody (Piotr wziął czekoladowe, a ona malinowe, choć i tak skończyło się tym, że się zamienili), potem Łucja przeciągnęła go po kilku antykwariatach i wyniosła stamtąd górę książek, za które zapłaciła grosze. A potem zaczęła się najlepsza część - poszli na plac zabaw i poczuli się przez chwilę jak dzieciaki - huśtali się na huśtawkach, kręcili się na karuzeli, grali w berka. Piotr wreszcie był szczęśliwy. Gdy wracali do domu, znienacka przytulił Łucję, podniósł kilkanaście centymetrów nad ziemię i obrócił się wokół własnej osi, choć ze stanem jego głowy w tym momencie był to niemal nieludzki wyczyn. Dźwięczny śmiech jego siostry brzmiał mu w uszach. Niesamowite było, jak ta mała potrafiła poprawić człowiekowi humor.
- Dobrze, że jesteś - wyszeptał Piotr, kiedy już postawił ją na ziemi. Łucja uśmiechnęła się do niego szeroko i pobiegli do domu.
Zuzia i Edmund nie wyglądali na szczególnie zaniepokojonych ich nieobecnością, mimo że wrócili późnym wieczorem. Edmund czytał książkę, leżąc na łóżku, a Zuzanna stała przed lustrem i układała włosy.
- Jaki jest sens układania włosów, jeśli za chwilę i tak pójdziesz spać i ci się rozwalą? - Piotr nie zdołał utrzymać języka za zębami. Zuzanna odwróciła się od lustra i spojrzała na brata wzrokiem mordercy.
- Dlatego, że w przeciwieństwie do niektórych - wbiła w Piotra znaczące spojrzenie - mam z kim spędzać wieczory. I jutrzejszy spędzam z Leonem. A chcę wyglądać ładnie. Więc chyba muszę wiedzieć, jaką fryzurę zrobić i nie zostawiać wszystkiego na ostatni moment? Po prostu nie rozumiesz, co to znaczy kochać.
Piotr oburzył się.
- Akurat ja, w przeciwieństwie do ciebie wiem, co to znaczy kochać. Dla ciebie liczy się to, czy chłopak jest przystojny. Czy wywodzi się z bogatego domu. Czy ma dużo znajomych i będziesz mogła chadzać na przyjęcia. Czy zapewni ci bogatą przyszłość. Dla mnie to się nie liczy.
Zuzanna prychnęła.
- Gadki o wnętrzu przewijają się przez nasze życie od pierwszego usłyszenia bajki o brzydkim kaczątku. A ty nie musisz mi prawić kazań, bo znam te wszystkie gadki na pamięć!
- Kto tu komu prawi kazania?!
- Uspokójcie się oboje! - Łucja postanowiła przerwać bezsensowną kłótnię rodzeństwa. Rzecz jasna, była po stronie Piotra, lecz uważała, że zaognienie sporu nikomu nie wyjdzie na dobre, lecz tylko pogorszy sytuację.
Nastała nieprzyjemna cisza. Każdy zajął się sobą, w końcu Łucja stwierdziła, że bierne przyglądanie się sytuacji nie ma sensu, więc poszła spać.
Obudził ją Piotr. Krzyczał. Nie potrafiła oddychać, czuła niewyobrażalne gorąco. Wokół płonął ogień.
Nie była w stanie się podnieść. Zarzuciła mu ręce na ramiona, on ją podniósł.
Zuzanna i Edmund stali przed oknem. To była ich jedyna szansa. Pierwszy skoczył Edmund. Druga miała skoczyć Zuzanna, jednak najpierw ze łzami w oczach przeprosiła Piotra za kłótnię.
- Życie ci nie miłe? Skacz, wybaczam! - tylko tyle zdołał wykrztusić w odpowiedzi.
Skoczyła. Nagle za Piotrem odpadł płonący kawałek sufitu i ogień zaczął lizać mu nogi.
Nie ma się co dłużej wahać - pomyślał.
I skoczył.
Łucja mocno się w niego wtulała.
Pierwsze piętro nie jest wysoko. Przeżyjemy. Musimy. - takie myśli pojawiały się w jego głowie.
Ku swojemu zdziwieniu nie spadł na twardą ulicę. Nie odczuł bólu. Poczuł coś... miękkiego, sypkiego i zimnego jak... śnieg.
Śnieg.
Był środek lata.
Musiało mu się przewidzieć. Kolejną dziwną rzeczą była panująca dookoła jasność, a przecież był środek nocy.
To niemożliwe. - pomyślał i stracił przytomność.
A przecież życie już dawno powinno nauczyć Piotra Pevensie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Zuzia i Edmund nie wyglądali na szczególnie zaniepokojonych ich nieobecnością, mimo że wrócili późnym wieczorem. Edmund czytał książkę, leżąc na łóżku, a Zuzanna stała przed lustrem i układała włosy.
- Jaki jest sens układania włosów, jeśli za chwilę i tak pójdziesz spać i ci się rozwalą? - Piotr nie zdołał utrzymać języka za zębami. Zuzanna odwróciła się od lustra i spojrzała na brata wzrokiem mordercy.
- Dlatego, że w przeciwieństwie do niektórych - wbiła w Piotra znaczące spojrzenie - mam z kim spędzać wieczory. I jutrzejszy spędzam z Leonem. A chcę wyglądać ładnie. Więc chyba muszę wiedzieć, jaką fryzurę zrobić i nie zostawiać wszystkiego na ostatni moment? Po prostu nie rozumiesz, co to znaczy kochać.
Piotr oburzył się.
- Akurat ja, w przeciwieństwie do ciebie wiem, co to znaczy kochać. Dla ciebie liczy się to, czy chłopak jest przystojny. Czy wywodzi się z bogatego domu. Czy ma dużo znajomych i będziesz mogła chadzać na przyjęcia. Czy zapewni ci bogatą przyszłość. Dla mnie to się nie liczy.
Zuzanna prychnęła.
- Gadki o wnętrzu przewijają się przez nasze życie od pierwszego usłyszenia bajki o brzydkim kaczątku. A ty nie musisz mi prawić kazań, bo znam te wszystkie gadki na pamięć!
- Kto tu komu prawi kazania?!
- Uspokójcie się oboje! - Łucja postanowiła przerwać bezsensowną kłótnię rodzeństwa. Rzecz jasna, była po stronie Piotra, lecz uważała, że zaognienie sporu nikomu nie wyjdzie na dobre, lecz tylko pogorszy sytuację.
Nastała nieprzyjemna cisza. Każdy zajął się sobą, w końcu Łucja stwierdziła, że bierne przyglądanie się sytuacji nie ma sensu, więc poszła spać.
Obudził ją Piotr. Krzyczał. Nie potrafiła oddychać, czuła niewyobrażalne gorąco. Wokół płonął ogień.
Nie była w stanie się podnieść. Zarzuciła mu ręce na ramiona, on ją podniósł.
Zuzanna i Edmund stali przed oknem. To była ich jedyna szansa. Pierwszy skoczył Edmund. Druga miała skoczyć Zuzanna, jednak najpierw ze łzami w oczach przeprosiła Piotra za kłótnię.
- Życie ci nie miłe? Skacz, wybaczam! - tylko tyle zdołał wykrztusić w odpowiedzi.
Skoczyła. Nagle za Piotrem odpadł płonący kawałek sufitu i ogień zaczął lizać mu nogi.
Nie ma się co dłużej wahać - pomyślał.
I skoczył.
Łucja mocno się w niego wtulała.
Pierwsze piętro nie jest wysoko. Przeżyjemy. Musimy. - takie myśli pojawiały się w jego głowie.
Ku swojemu zdziwieniu nie spadł na twardą ulicę. Nie odczuł bólu. Poczuł coś... miękkiego, sypkiego i zimnego jak... śnieg.
Śnieg.
Był środek lata.
Musiało mu się przewidzieć. Kolejną dziwną rzeczą była panująca dookoła jasność, a przecież był środek nocy.
To niemożliwe. - pomyślał i stracił przytomność.
A przecież życie już dawno powinno nauczyć Piotra Pevensie, że nie ma rzeczy niemożliwych.