Sypiący śnieg przykrywał ślady, które koń Kaspiana i Piotra zostawiał za sobą. Młodzieńcy jechali w niezbyt szybkim tempie, żeby biedny koń, który musiał już nieść podwójny ciężar, nie zmęczył się jeszcze bardziej. Zapasy niepokojąco szybko się kurczyły, stwierdzili, że zmniejszą racje, więc oprócz strasznego mrozu, dokuczał im teraz jeszcze głód.
Wędrowali wiele godzin, aż wreszcie zatrzymali się, aby odpocząć.
Zjedli wyznaczone porcje, napili się, usunęli dla konia śnieg z fragmentu trawy, aby ten mógł zjeść i po krótkim czasie wyruszyli w drogę. Pierwszy koniem kierował Piotr, więc teraz zamienili się i Kaspian usiadł z przodu i chwycił za cugle. Piotr siadł za nim i chwycił się jego płaszcza.
Obaj byli zachwyceni widokami, którymi raczyły się ich oczy. Śnieg wciąż padał, więc ścieżka była ozdobiona pięknym, srebrzystobiałym puchem. Drzewa iglaste, rosnące wzdłuż drogi, wyglądały trochę jak zaczarowane. Jakby zaraz miały poruszyć gałęziami i zrzucić z nich śnieg.
Oczarowany Kaspian rozglądał się wokół z delikatnym uśmiechem na ustach. Oczy mu błyszczały. Piotr ucieszył się, że jego towarzysz choć na chwilę zapomina o troskach dręczących jego umysł. Nagle wpadł na pomysł.
- Możemy się zatrzymać? - spytał Kaspiana.
- Coś się stało? - ten zaniepokoił się.
- Nie, po prostu muszę na chwilę zejść na ziemię.
Kaspian usłuchał jego prośby. Zatrzymali się i zeszli z konia. I wtedy Piotr pochylił się i zgarnął w dłonie odrobinkę śniegu. Idealny - stwierdził, kiedy zobaczył, że się klei. Uformował go w kulkę i gdy Kaspian się odwrócił, rzucił go w ramię. Kaspian przez chwilę patrzył na niego zdezorientowany, więc Piotr zaczął martwić się, że w Narnii nie znają wspaniałej zabawy, jaką jest bitwa na śnieżki. Czerwony ze wstydu i od mrozu już otwierał usta, by przeprosić i wytłumaczyć o co chodzi, kiedy Kaspian roześmiał się i zwinnie wycelował w niego kulkę, która trafiła prosto w brzuch Piotra.
- Hej, udawałeś! - Piotr śmiał się, strzepując śnieg z płaszcza. - To niesprawiedliwe.
- Powiedział ten, który zaatakował z zaskoczenia jako pie... - Kaspianowi nie było dane dokończyć, bo musiał uchylić się przed śnieżką, lecącą w kierunku jego twarzy.
Przez chwilę byli szczęśliwi. Poczuli się jak beztroskie dzieci. Nie pamiętali o niebezpiecznej misji, którą im powierzono, nie pamiętali o zagładzie, grożącej Narnii. Po prostu na chwilę zatrzymali pędzący nieubłaganie czas, w którego każdej minucie Narnia traciła trochę życia.
Po jakimś czasie usiedli na śniegu, zbyt wyczerpani, aby kontynuować podróż.
Kaspian uśmiechnął się w podzięce za chwilę radości do Piotra, a ten odwzajemnił uśmiech, patrząc w oczy Kaspiana, w których pojawiły się ogniki radości. Czuł dziwne, przyjemne ciepło, rozchodzące się po jego ciele, mimo panującego mrozu. Zarumieniony odwrócił wzrok. Czuł się... dziwnie.
Kaspianowi zaczęło szybciej bić serce. Nie potrafił, określić, co dokładnie czuje, ale wiedział, że nigdy wcześniej nie spotkał się z tą emocją.
Między tą dwójką wyrosło jakieś dziwne napięcie, aż wreszcie Kaspian wstał i uśmiechając się, rzekł:
- Powinniśmy już ruszać.
Piotr nie zaprotestował.
***
Edmund spojrzał przez okno wieży.
Martwił się. Czuł też przytłaczające wyrzuty sumienia.
On siedział sobie w ciepłym zamku, właściwie tylko po to, aby nie został bez opieki, a jego brat i przyjaciel byli właśnie na niebezpiecznej misji.
Jak się mają? Czy nikt ich nie zaatakował?
Czy... jeszcze żyją?
Wolał nie zadawać sobie tych pytań, ale te mimo wszystko kotłowały się rozpaczliwie w jego głowie, dopominając się uwagi.
W dodatku co jakiś czas przychodziły do niego fauny z poselstwem, o kolejnych śmierciach leśnych istot, a jego młode, szlachetne serce, cierpiało razem z nimi.
W tej chwili wiedział jedno.
Bezczynność była gorsza od narażania życia.
***
Piotr i Kaspian wędrowali tak długo, na ile jasność im pozwalała. Gdy zrobiło się na tyle ciemno, że nie widzieli nic w promieniu pięciu metrów, nie było innej rady, jak udać się na spoczynek.
Po wczorajszej napaści uznali, że zasypianie jednocześnie byłoby nierozsądne. Więc ustalili, że podzielą się na dwie warty.
- Ja mogę czuwać pierwszy - zaproponował Kaspian, który wszelkimi metodami bronił się przed koszmarami i zaśnięciem. Piotr to wiedział, więc nie protestował. Ułożył się wygodnie, okrył kocem i zamknął oczy.
Kaspian przyłapał się na tym, że zapatrzył się na niego. Gdy spał, wyglądał tak spokojnie, czasem uśmiechał się przez sen. Kaspian nie potrafił tego zrozumieć. Po prostu patrzył.
Nagle Piotr zadrżał. Pewnie mu zimno - pomyślał Kaspian. Nie myśląc ani chwili, zdjął płaszcz, mimo że również odczuwał przenikliwy chłód, i okrył towarzysza. Piotr od razu przestał drżeć. Uspokojony Kaspian odszedł kilka kroków i wrócił do pełnienia warty.
Po kilku godzinach zdał sobie sprawę, że nadeszła jego kolej, ale nie chciał budzić Piotra, ani też zasypiać, kiedy on czuwa. Nie chciał odkrywać przed nim całej swojej słabości.
Ale wtedy Piotr sam się obudził.
- Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej? Potrzebujesz snu.
Kaspian pokręcił głową.
- Oczywiście, że potrzebujesz. - Piotr nie zwrócił na to uwagi. - Wyglądasz okropnie.
Kaspian spojrzał na niego. Nie wiedział co powiedzieć, więc po prostu się zaśmiał. Śmiali się tak przez chwilę, ale potem Piotr podniósł się i zobaczył, że jest okryty płaszczem Kaspiana.
- Ależ musi być ci zimno! Naprawdę, nie trzeba było. - odkrył się, wstał z ziemi i wręczył Kaspianowi płaszcz. Mimo wszystko ten przyjął go z wdzięcznością.
Położył się i zamknął oczy. Sen nadszedł szybko, bo zmęczone powieki ciążyły mu dawno. To on nie pozwalał im opaść, bojąc się ponownie wkraczać do świata koszmarów.
Piotr spoglądał z troską na twarz Kaspiana, jakby wykrzywioną w bólu. Jeden, niesforny kosmyk włosów opadł mu na czoło i Piotr poczuł nieprzemożoną chęć, aby ten kosmyk odgarnąć, jednak powstrzymał się.
Kaspian tymczasem zacisnął pięści i usta, pobladł na twarzy, a na jego czoło wstąpiły kropelki potu.
Piotr odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć na cierpienie przyjaciela. Zacisnął pięści i zamknął oczy.
Dotarło do niego w tym momencie, jak bardzo zależy mu na szczęściu Kaspiana i wszystko zrozumiał. Bał się swoich uczuć, bał się do nich przyznać przed samym sobą, ale kiedyś w końcu musiał.
Rozpłakał się jak małe dziecko. Zdał sobie sprawę, że musi to utrzymać w tajemnicy. A ten sekret będzie bardzo mu ciążył.
Kochał Kaspiana.
No tak.
Dla niektórych to może być zaskoczeniem. Inni mogli się domyślać.
Tak, wspominałam na początku, że blog będzie trochę inny, rozumiem też, że komuś może to się nie podobać. Ale... po prostu chciałam to zapisać.
Blog nie będzie długi, pewnie jak się domyślacie z tego, że aż taki zwrot fabuły następuje już w czwartym rozdziale. Nie widzę po prostu sensu tego przeciągać.
Mimo wszystko mam nadzieję, że ktokolwiek pozostanie.
Ściskam Was mocno i pozdrawiam serdecznie.
Jeśli czytacie, to byłabym wdzięczna, za pozostawienie jakiegokolwiek komentarza :) To motywuje, uwierzcie :) Dziękuję też Chochliczkowi, dzięki której nie odstawiłam bloga w kąt.
Pozdrawiam,
Pozdrawiam,
Mockingjay On Fire.