piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 4

Sypiący śnieg przykrywał ślady, które koń Kaspiana i Piotra zostawiał za sobą. Młodzieńcy jechali w niezbyt szybkim tempie, żeby biedny koń, który musiał już nieść podwójny ciężar, nie zmęczył się jeszcze bardziej. Zapasy niepokojąco szybko się kurczyły, stwierdzili, że zmniejszą racje, więc oprócz strasznego mrozu, dokuczał im teraz jeszcze głód.
Wędrowali wiele godzin, aż wreszcie zatrzymali się, aby odpocząć.
Zjedli wyznaczone porcje, napili się, usunęli dla konia śnieg z fragmentu trawy, aby ten mógł zjeść i po krótkim czasie wyruszyli w drogę. Pierwszy koniem kierował Piotr, więc teraz zamienili się i Kaspian usiadł z przodu i chwycił za cugle. Piotr siadł za nim i chwycił się jego płaszcza. 
Obaj byli zachwyceni widokami, którymi raczyły się ich oczy. Śnieg wciąż padał, więc ścieżka była ozdobiona pięknym, srebrzystobiałym puchem. Drzewa iglaste, rosnące wzdłuż drogi, wyglądały trochę jak zaczarowane. Jakby zaraz miały poruszyć gałęziami i zrzucić z nich śnieg.
Oczarowany Kaspian rozglądał się wokół z delikatnym uśmiechem na ustach. Oczy mu błyszczały. Piotr ucieszył się, że jego towarzysz choć na chwilę zapomina o troskach dręczących jego umysł. Nagle wpadł na pomysł. 
- Możemy się zatrzymać? - spytał Kaspiana.
- Coś się stało? - ten zaniepokoił się.
- Nie, po prostu muszę na chwilę zejść na ziemię. 
Kaspian usłuchał jego prośby. Zatrzymali się i zeszli z konia. I wtedy Piotr pochylił się i zgarnął w dłonie odrobinkę śniegu. Idealny - stwierdził, kiedy zobaczył, że się klei. Uformował go w kulkę i gdy Kaspian się odwrócił, rzucił go w ramię. Kaspian przez chwilę patrzył na niego zdezorientowany, więc Piotr zaczął martwić się, że w Narnii nie znają wspaniałej zabawy, jaką jest bitwa na śnieżki. Czerwony ze wstydu i od mrozu już otwierał usta, by przeprosić i wytłumaczyć o co chodzi, kiedy Kaspian roześmiał się i zwinnie wycelował w niego kulkę, która trafiła prosto w brzuch Piotra. 
- Hej, udawałeś! - Piotr śmiał się, strzepując śnieg z płaszcza. - To niesprawiedliwe.
- Powiedział ten, który zaatakował z zaskoczenia jako pie... - Kaspianowi nie było dane dokończyć, bo musiał uchylić się przed śnieżką, lecącą w kierunku jego twarzy.
Przez chwilę byli szczęśliwi. Poczuli się jak beztroskie dzieci. Nie pamiętali o niebezpiecznej misji, którą im powierzono, nie pamiętali o zagładzie, grożącej Narnii. Po prostu na chwilę zatrzymali pędzący nieubłaganie czas, w którego każdej minucie Narnia traciła trochę życia. 
Po jakimś czasie usiedli na śniegu, zbyt wyczerpani, aby kontynuować podróż.
Kaspian uśmiechnął się w podzięce za chwilę radości do Piotra, a ten odwzajemnił uśmiech, patrząc w oczy Kaspiana, w których pojawiły się ogniki radości. Czuł dziwne, przyjemne ciepło, rozchodzące się po jego ciele, mimo panującego mrozu. Zarumieniony odwrócił wzrok. Czuł się... dziwnie. 
Kaspianowi zaczęło szybciej bić serce. Nie potrafił, określić, co dokładnie czuje, ale wiedział, że nigdy wcześniej nie spotkał się z tą emocją.
Między tą dwójką wyrosło jakieś dziwne napięcie, aż wreszcie Kaspian wstał i uśmiechając się, rzekł:
- Powinniśmy już ruszać.
Piotr nie zaprotestował.
***
Edmund spojrzał przez okno wieży. 
Martwił się. Czuł też przytłaczające wyrzuty sumienia. 
On siedział sobie w ciepłym zamku, właściwie tylko po to, aby nie został bez opieki, a jego brat i przyjaciel byli właśnie na niebezpiecznej misji.
Jak się mają? Czy nikt ich nie zaatakował?
Czy... jeszcze żyją?
Wolał nie zadawać sobie tych pytań, ale te mimo wszystko kotłowały się rozpaczliwie w jego głowie, dopominając się uwagi.
W dodatku co jakiś czas przychodziły do niego fauny z poselstwem, o kolejnych śmierciach leśnych istot, a jego młode, szlachetne serce, cierpiało razem z nimi.
W tej chwili wiedział jedno.
Bezczynność była gorsza od narażania życia.
***
Piotr i Kaspian wędrowali tak długo, na ile jasność im pozwalała. Gdy zrobiło się na tyle ciemno, że nie widzieli nic w promieniu pięciu metrów, nie było innej rady, jak udać się na spoczynek.
Po wczorajszej napaści uznali, że zasypianie jednocześnie byłoby nierozsądne. Więc ustalili, że podzielą się na dwie warty.
- Ja mogę czuwać pierwszy - zaproponował Kaspian, który wszelkimi metodami bronił się przed koszmarami i zaśnięciem. Piotr to wiedział, więc nie protestował. Ułożył się wygodnie, okrył kocem i zamknął oczy.
Kaspian przyłapał się na tym, że zapatrzył się na niego. Gdy spał, wyglądał tak spokojnie, czasem uśmiechał się przez sen. Kaspian nie potrafił tego zrozumieć. Po prostu patrzył. 
Nagle Piotr zadrżał. Pewnie mu zimno - pomyślał Kaspian. Nie myśląc ani chwili, zdjął płaszcz, mimo że również odczuwał przenikliwy chłód, i okrył towarzysza. Piotr od razu przestał drżeć. Uspokojony Kaspian odszedł kilka kroków i wrócił do pełnienia warty.
Po kilku godzinach zdał sobie sprawę, że nadeszła jego kolej, ale nie chciał budzić Piotra, ani też zasypiać, kiedy on czuwa. Nie chciał odkrywać przed nim całej swojej słabości. 
Ale wtedy Piotr sam się obudził.
- Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej? Potrzebujesz snu.
Kaspian pokręcił głową.
- Oczywiście, że potrzebujesz. - Piotr nie zwrócił na to uwagi. - Wyglądasz okropnie.
Kaspian spojrzał na niego. Nie wiedział co powiedzieć, więc po prostu się zaśmiał. Śmiali się tak przez chwilę, ale potem Piotr podniósł się i zobaczył, że jest okryty płaszczem Kaspiana.
- Ależ musi być ci zimno! Naprawdę, nie trzeba było. - odkrył się, wstał z ziemi i wręczył Kaspianowi płaszcz. Mimo wszystko ten przyjął go z wdzięcznością.
Położył się i zamknął oczy. Sen nadszedł szybko, bo zmęczone powieki ciążyły mu dawno. To on nie pozwalał im opaść, bojąc się ponownie wkraczać do świata koszmarów.
Piotr spoglądał z troską na twarz Kaspiana, jakby wykrzywioną w bólu. Jeden, niesforny kosmyk włosów opadł mu na czoło i Piotr poczuł nieprzemożoną chęć, aby ten kosmyk odgarnąć, jednak powstrzymał się. 
Kaspian tymczasem zacisnął pięści i usta, pobladł na twarzy, a na jego czoło wstąpiły kropelki potu. 
Piotr odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć na cierpienie przyjaciela. Zacisnął pięści i zamknął oczy. 
Dotarło do niego w tym momencie, jak bardzo zależy mu na szczęściu Kaspiana i wszystko zrozumiał. Bał się swoich uczuć, bał się do nich przyznać przed samym sobą, ale kiedyś w końcu musiał.
Rozpłakał się jak małe dziecko. Zdał sobie sprawę, że musi to utrzymać w tajemnicy. A ten sekret będzie bardzo mu ciążył.
Kochał Kaspiana.



No tak.
Dla niektórych to może być zaskoczeniem. Inni mogli się domyślać.

Tak, wspominałam na początku, że blog będzie trochę inny, rozumiem też, że komuś może to się nie podobać. Ale... po prostu chciałam to zapisać. 
Blog nie będzie długi, pewnie jak się domyślacie z tego, że aż taki zwrot fabuły następuje już w czwartym rozdziale. Nie widzę po prostu sensu tego przeciągać. 
Mimo wszystko mam nadzieję, że ktokolwiek pozostanie. 
Ściskam Was mocno i pozdrawiam serdecznie. 

Jeśli czytacie, to byłabym wdzięczna, za pozostawienie jakiegokolwiek komentarza :) To motywuje, uwierzcie :) Dziękuję też Chochliczkowi, dzięki której nie odstawiłam bloga w kąt.
Pozdrawiam, 
Mockingjay On Fire.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 3

Po krótkim czasie Kaspianowi znudził monotonny stukot kopyt i szum lasu. Spojrzał na Piotra, skupionego na jeździe. Młodzieniec wpatrywał się intensywnie przed siebie, marszcząc czoło. Kaspian uśmiechnął się. 
W oczach Piotra było widać rozmarzenie, z każdą chwilą przebytą w Narnii, coraz bardziej przypominał Wielkiego Króla. I zanim Kaspian zdołał się powstrzymać, zapytał:
- Ile lat masz w waszym świecie?
Piotr spojrzał na niego ze zdziwieniem, które po chwili przemieniło się w rozbawienie. 
- Dziewiętnaście - odpowiedział. 
- Wyglądasz... starzej - roześmiał się Kaspian. Jako, że jechali obok siebie, Piotr żartobliwie uderzył go w ramię. - Mówię jak jest, wybacz - wykrztusił Kaspian, powstrzymując się od śmiechu. - No dobra, niech ci będzie. Nie wyglądasz starzej, tylko dostojniej.
- Od razu lepiej - Piotr uśmiechnął się - A ty, ile masz lat, według narnijskiego czasu?
- Osiemnaście.
- Też wyglądasz sta... dostojniej, znaczy się. 
O ile wcześniej byli przygnębieni, rozmowa wprawiła ich w dobry humor. 
- Jak wygląda wasz świat? - spytał Kaspian, którego zawsze to nurtowało.
I Piotr opowiadał mu. O domach, o ludziach, wynalazkach... Kaspian słuchał, nie przerywając mu. Był zafascynowany.
- Tam musi być magicznie! - wyszeptał, gdy Piotr skończył opowieść. 
- Uwierz, że nie. Narnia jest o wiele bardziej magiczna. 
- Może dla was, przybyszów stamtąd... 
Każdy miał inne zdanie, więc umilkli, woląc nie powodować kłótni. Po kilku godzinach jazdy zatrzymali się na posiłek. Zjedli tylko trochę prowiantu, wiedząc, że w podróży spędzą jeszcze wiele dni. 
Później kontynuowali wędrówkę, aż zrobiło się ciemno.
Rozpalili ognisko, zjedli małą kolację i zasnęli.
***
Łucja i Zuzanna nie mogły wciąż uwierzyć w swoje szczęście. Podróż do Krainy Aslana! I to na grzbiecie Aslana! Czy mogło być lepiej?
Łucji robiło się jednak smutno, kiedy pomyślała, na jaką niebezpieczną wyprawę zostali wysłani Piotr i Kaspian. 
- Dadzą sobie radę - uspokoił ją Aslan, wiedząc, co ją trapi. Jego słowa sprawiły, że poczuła ulgę. 
Niedługo później dziewczynki usiadły na grzbiecie lwa. 
Już kiedyś podróżowały w ten sposób i od tamtej chwili każda z nich skrycie marzyła, aby to powtórzyć.
Ruszył.
Czuły się, jakby niósł je wiatr. Aslan biegł z niesamowitą szybkością, a jego olbrzymie łapy bardzo cicho odbijały się od podłoża. Gdy rozpoczęły podróż, zaczęły marzyć, aby nigdy się nie skończyła.
***
- Obudź się, Kaspianie! Proszę! - Piotr starał się obudzić młodego króla Narnii, który miotał się i krzyczał przez sen. 
- Przepraszam - wyszeptał Kaspian zaraz po otwarciu oczu, w których pojawiły się łzy wstydu. - Ja... jestem taki słaby.
Piotr pokręcił głową.
- Nie jesteś słaby. Jesteś odważny, dzielny i waleczny. Gdybyś był słaby, Aslan by ci nie zaufał. Już... dobrze... - głos mu się załamał, gdy zobaczył, że Kaspian płacze.
Nigdy nie wiedział, co robić w takich sytuacjach. W jego przekonaniu płacz był jednym z najbardziej intymnych zachowań ludzkich. Nienawidził płakać przy kimś, bo uważał to za obnażanie się przed innymi z własnych słabości. 
Kaspian poczuł palący wstyd. Wiedział, że nie potrafi przestać płakać, a szloch wzmagał się z każdą chwilą. Po prostu wstał i poszedł gdzieś, sam nie wiedział gdzie, byle dalej od Piotra. Nie chciał, żeby ten uznał go za słabeusza. Usłyszał jednak, że towarzysz idzie za nim. 
- Wracaj tam natychmiast! Chyba nie chcesz, żeby ktoś nam ukradł księgę! - krzyknął słabym głosem. Piotr jednak szedł dalej. 
- Nie obchodzi mnie żadna głupia księga! Obchodzisz mnie ty! - powiedział Piotr i objął Kaspiana ramieniem. - A teraz błagam, bądź grzecznym chłopcem i chodź ze mną do koni, bo faktycznie zaraz ukradną nam księgę. 
Kaspian roześmiał się, jednak łzy wciąż płynęły mu do oczu. Poszedł z Piotrem. 
Położyli się, jednak żaden z nich nie potrafił zasnąć. 
- Kaspianie, posłuchaj... - powiedział po chwili Piotr. - Chcę ci powiedzieć, że jesteś najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znam. Uciekłeś wujowi, przywróciłeś Narnię do życia, a teraz dobrze nią rządzisz. Na pewno nie jesteś słaby. 
Kaspian spojrzał na niego. Piotr odwrócił wzrok, widząc, że po twarzy wciąż płyną mu łzy. Zdradziło je światło gwiazd. 
- Ale za to boję się zwykłych snów.
Piotr pokręcił głową.
- Snów nie da się zwalczyć, Kaspianie. W dodatku, skoro chaos się obudził, to pewnie Confusa chce zasiać zamęt także wśród mieszkańców Narnii. Ona sieje zło wszędzie. Także w naszych głowach. I to nie jest od ciebie zależne. Nie możesz po prostu wziąć miecza i wyzwać snu na pojedynek. To tak nie działa. Po prostu spróbuj zasnąć, a jeśli znów się obudzisz, to obudź też mnie i opowiedz mi sen. Wiadomo, że trudniej jest się zmagać z koszmarami w samotności.
Kaspian uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.
Zamknął oczy i tym razem zasnął po kilku sekundach.
Obudzili się, gdy zaczął padać śnieg. Z jednej strony ucieszyło ich to, bo świat od razu wydał się piękniejszy i ich ślady były zasypane, a z drugiej było coraz zimniej.
Wyruszyli w drogę.
- Narnia jest o wiele piękniejsza od naszego świata - wyszeptał Piotr, patrząc jak zaczarowany na śnieg srebrzący się na gałęziach drzew i skrzypiący pod kopytami koni.
- W tej chwili jestem nawet gotów przyznać ci rację - odpowiedział uśmiechnięty Kaspian.
***
- Uważaj! - krzyknął Piotr do Kaspiana, obok którego nagle pojawił się wilkołak. Zeskoczyli z koni, które chciały uciec, ale Piotr przywiązał je do drzewa. Kaspian sięgnął po miecz i ciął wilkołaka w klatkę piersiową i dobił kilkoma uderzeniami w głowę. Za chwilę zza drzew wyłoniły się dwa kolejne.
Piotr doskoczył do towarzysza i jednym, celnym ciosem powalił jednego z nich. I nagle zamarł. Usłyszał rżenie koni. Księga ukryta była w wewnętrznej kieszeni siodła. Obawiał się najgorszego. Zostawił Kaspiana i zobaczył to, czego się spodziewał. Czwarty wilkołak właśnie zagryzł jednego wierzchowca, konia Kaspiana, po czym rozciął pazurami popręg siodła. Nie zdołał jednak zrobić nic innego, bo Piotr zmiażdżył mu głowę płazem miecza. Szybko wyjął księgę z zepsutego siodła i schował do kieszeni płaszcza. Pobiegł natychmiast do Kaspiana, bo na tego natarły jeszcze dwa inne wilkołaki, a był już wycieńczony.
Wspólnymi siłami zabili wszystkich wrogów. Szybko opatrzyli rany i zaczęli się zastanawiać, co dalej. 
- Musimy ruszać dalej! I to jak najszybciej - uznał Kaspian.
- A co z ciałem konia? Jeśli są tu jakieś inne potwory, to natychmiast nas znajdą. Nie uważasz, że martwy koń to dosyć wymowna oznaka naszej obecności w tym miejscu? Poza tym to twój, królewski koń! Nie możemy go tu zostawić!
- Wasze wysokości, pozwólcie... - chłopcy rozejrzeli się przerażeni, jednak, gdy zobaczyli mówiącą wiewiórkę Trajkowitkę, uspokoili się. - Zawołam tutaj centaury i fauny! Oni na pewno pomogą urządzić pogrzeb temu biednemu zwierzęciu. 
- Och, Trajkowitko! Czy mogliby też pogrzebać wilkołaki? Chcemy zatrzeć wszelkie ślady naszej bytności tutaj...
- Poproszę ich. A teraz ruszajcie! Nie ma czasu! - i zniknęła w ośnieżonych gałęziach drzew.
Gdyby to było takie proste. Musieli najpierw uspokoić konia, a później zmieścić się na nim we dwójkę, razem ze wszystkimi bagażami. W końcu jednak jakoś sobie poradzili i ruszyli dalej. 
A to był dopiero początek niebezpiecznych przygód. 

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 2

Kaspian spoglądał w gwiazdy i czuł dziwny niepokój.
Ostatnio wszystko rozpoczęło się od gwiazd. Tarva, Pan Zwycięstwa, spotkał Alambil, Panią Pokoju. Właśnie wtedy w sercu odważnego młodzieńca zbudziła się nadzieja na lepsze czasy. Parę lat później Stara Narnia zaczęła się budzić. Zwierzęta odzyskiwały mowę, prastare, legendarne istoty odradzały się.
Jednak niebezpieczeństwo groziło całemu kraju i gdyby nie starożytna magia, zaklęta w rogu Królowej Zuzanny Łagodnej, Narnia byłaby teraz pod władzą tyrana.
Jednak pomoc nadeszła. Kaspian zwyciężył swojego wuja, Miraza, i jego wojska z pomocą dawnych królów i królowych Narnii - Piotra, Zuzanny, Edmunda i Łucji, oraz Aslana, Wielkiego Lwa, pana wszelkiego stworzenia. 
Dziś znów obserwował niebo. Kolejne dwie gwiazdy znajdowały się w bardzo bliskim położeniu.
Confusa, Pani Chaosu, Nieporządku i Zła, pozdrawiała Primaluca, Pana Poranku, Świtu i Odrodzenia. 
Przeszedł go dreszcz, bo nagle wiadomość ze sfer niebieskich stała się dla niego jasna i oczywista.
Chaos się odradza.
***
Młody król Narnii powrócił do swojej komnaty, aby udać się na spoczynek, jednak nie było mu dane zmrużyć oka.
Czuł niepokój. Nagle usłyszał dziewczęce krzyki dochodzące z lasu. Znał ten głos. Po chwili dołączyły do niego dwa kolejne.
Zanim zdołał trzeźwo pomyśleć, osiodłał konia i wyjechał z zamku. Zmusił wierzchowca do galopu. Krzyki zbliżały się. Teraz już bez problemu poznał głosy Łucji, Edmunda i Zuzanny Pevensie. Wołali o ratunek.
Nagle oblał go zimny pot. Co z Piotrem?
Wiedział, że to nieludzkie, ale poganiał konia, aby jak najszybciej znaleźć się przy rodzeństwie.
- Kaspian! - usłyszał krzyk Łucji. Zapłakana dziewczynka siedziała na śniegu, a obok niej leżał...
Kaspian poczuł, że łzy spływają mu po policzkach. To było bezwładne ciało Wielkiego Króla Piotra.
- Co z nim? - usłyszał w swoim głosie rozpacz.
- Bierz go szybko ze sobą. Zemdlał, po uratowaniu Łucji z pożaru. Wyślij swoich towarzyszy po nas, jesteśmy w stanie jeszcze poczekać. Ale on nie może czekać, bo każda sekunda zwłoki może być sekundą, która zaważy na jego życiu - wyrzucił z siebie Edmund na jednym tchu.
Kaspian ostrożnie podniósł bezwładne ciało Piotra. Nie mógł znieść widoku swojego przyjaciela w takim stanie. Czuł, że cały się trzęsie.
On musi przeżyć...
Wsiadł na konia, ułożył w miarę bezpiecznie ciało Piotra, jedną ręką przytrzymując je, a drugą chwytając za cugle. Musiał bardzo mocno i pewnie oprzeć się nogami o boki konia, żeby nie spaść, lecz był bardzo doświadczonym jeźdźcem, więc potrafił utrzymać równowagę.
Gdy wjechał do zamku, od razu obudził kilku rycerzy, aby pojechali po resztę rodzeństwa. Kaspian położył Piotra na łożu w swojej komnacie i zrobił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy - pobiegł do skarbca po kordiał z magicznym lekiem królowej Łucji. Wziął drogocenną, diamentową buteleczkę, wrócił do Piotra, rozchylił mu usta i wlał do nich kilka kropel.
Nie wiedział, czy to zadziała, więc poprosił którąś ze służek, aby sprowadziła jakiegoś uzdrowiciela. Jednak pomoc na niewiele by się zdała, gdyż Piotr nagle odkaszlnął i powoli otworzył oczy, po czym zaczął odzyskiwać kolory. Delikatny uśmiech zagościł na jego wargach. Spojrzał na Kaspiana, siedzącego na brzegu łóżka.
- Czy ty właśnie uratowałeś mi życie? - zapytał słabym, łamiącym się głosem.
Kaspian poczuł, że łzy ulgi szczypią go w oczy, jednak otarł je rękawem szaty. Nie mógł sobie pozwolić na słabość.
- Chwilę wcześniej uratowałeś życie swojej siostrze w znacznie bardziej bohaterski sposób, omal nie tracąc przy tym swojego.
Piotr sposępniał.
- Co z resztą? Jak się mają?
- Wszystko z nimi dobrze. Zaraz tu będą...
Na te słowa do komnaty wpadła Łucja, lecz Kaspian podszedł do niej, wyszeptał jej coś do ucha, a ta pokiwała głową, uśmiechnęła się i wyszła.
Piotr był mu wdzięczny. Najbardziej w tej chwili pragnął snu i spokoju.
Zorientował się jednak, że znajduje się w królewskiej komnacie samego Kaspiana.
- Przecież to twoja komnata, łóżko... ja spokojnie mogę iść gdzieś... - nie dokończył, bo Kaspian zaprotestował.
- Jesteś zmęczony, wyczerpany. Nie będziesz nadwyrężać swoich sił, po to, aby zwolnić mi posłanie! Poza tym dzisiejszej nocy i tak nie dane mi było zasnąć. I pewnie nie zdołam tego zrobić do rana.
- A więc jest noc? Kiedy tu trafiłem, wydawało mi się, że jest dzień... - wyszeptał Piotr.
- Narnijskie gwiazdy tak silnie błyszczą, że mogło ci się faktycznie tak wydawać, ale teraz już się nie przejmuj i śpij.
Piotr w końcu ustąpił, bo powieki zaczęły mu niemiłosiernie ciążyć. Śnił najpiękniejsze sny i uśmiechał się przez sen, a Kaspian spoglądał na jego twarz, tak spokojną i szczęśliwą... Wiele by dał, aby zasnąć, nie będąc nękanym przez koszmary...
***
Stał pośród ruin. Słońce urosło do olbrzymich rozmiarów i zmieniło kolor na krwistoczerwony. Nagle wszystko wokół ogarnęła ciemność, świat się rozpadał... Kaspian znalazł się pod ziemią... Przysypany żywcem... Nie potrafił złapać oddechu, ziemia wpadała mu do ust, nie potrafił krzyczeć, ani się ruszyć. Nie miał szans na ratunek.
Obudził się z krzykiem, wyrywając przy tym Piotra ze snu. 
- Przepraszam. Ja... nie chciałem cię obudzić.
Piotr spojrzał na niego z troską.
- Nie ma problemu... Co się stało? 
Kaspian pokręcił głową.
- Koszmar. Nieważne, ostatnio często mi się to zdarza. 
- Wiesz dlaczego?
- Nie do końca. Mam wrażenie, jakby coś złego działo się w Narnii - chciał wspomnieć o gwiazdach, ale stwierdził, że nie powinien niepokoić Piotra w takim stanie, więc po prostu wyszeptał: - To nieważne. A teraz śpij.
Piotr nie chciał zasypiać, chciał dodać otuchy załamanemu królowi, jednak sen był silniejszy od niego.
Kaspian tej nocy nie zmrużył już więcej oka. 
*** 
Rano Łucja i Zuzanna poszukały w skarbcu odzienia dla każdego. Chociaż właściwie należałoby powiedzieć, że to Zuzanna przeszukiwała sterty szykownych ubrań, a Łucja stała obok niej i trzymała te, które spodobały się siostrze. Nie została dopuszczona do głosu, nawet gdy Zuzanna wybierała strój dla niej.
Na śniadaniu wszyscy prezentowali się jak królowie, którymi w gruncie rzeczy byli. Śniadanie także było królewskie. 
- No dobrze - zaczął Edmund, gdy już zjedli - zazwyczaj przybywamy do Narnii, kiedy coś złego się dzieje... Przybywamy z pomocą. Więc, Kaspianie, co może dziać się teraz?
Kaspian namyślił się, po czym opowiedział im, co widział zeszłej nocy w gwiazdach. 
Zuzanna krzyknęła. 
- To straszne! Ale... w jaki sposób może obudzić się chaos?
Właśnie mieli się nad tym zastanowić, kiedy poczuli niesamowitą nadzieję. 
Oto stał przed nimi Aslan. Wszyscy uklękli i spojrzeli na niego. Okazało się, że na jego grzbiecie coś leży.
Albo ktoś.
- Aslanie... Czy istota, którą niesiesz na grzbiecie, jest nimfą? - Łucja ośmieliła się odezwać jako pierwsza.
- Tak moje dziecko, jednak spójrz na nią. 
I Łucja spojrzała. Miała wrażenie, że w ciele tej istoty tlą się ostatnie iskierki życia. 
- Czy ona... umiera? - zapytał Kaspian.
Aslan spojrzał na niego ze smutkiem. 
- Niestety masz rację, mój synu. Jej drzewo obumiera, więc ona też. I tak dzieje się z wszystkimi drzewami w północnej części Narnii.
Wszystkimi wstrząsnęła ta wiadomość.
- Jak wiecie, Zuzanno i Piotrze, powiedziałem wam, że nigdy tu nie wrócicie.
Piotr i Zuzanna pokiwali smętnie głowami.
- Zaszła istotna zmiana. Narnia umiera. Chaos powstaje. Narnia została stworzona za pomocą dobrej magii. Jednak obudziła się Pani Chaosu, Confusa.
- Ależ Aslanie, Confusa to gwiazda na niebie! - zaprotestował Kaspian, zbyt dobrze pamiętając wydarzenia ostatniej nocy.
Aslan pokiwał głową.
- Wiem, co cię trapi, chłopcze. Jednak musisz się dowiedzieć, że gdy tylko wyruszyłeś na pomoc swoim przyjaciołom, Confusa spadła z nieba. Mimo że mogła jeszcze tam długo pozostać. Zbuntowała się jednak. Zstąpiła na ziemię i budzi najstraszniejszą, pradawną magię. Budzą się najokropniejsze, złe istoty, jakich sobie nawet nie wyobrażacie. Zła magia niszczy wszystko, co dobre, więc drzewa, rośliny, magiczne istoty i zwierzęta na północy Narnii, umierają.
W tym momencie nimfa znikła, co oznaczało, że jej drzewo zostało ścięte. 
Zapadła pełna grozy cisza.
- Panie... czy da się to jakoś powstrzymać? - zapytał w końcu Piotr.
- Każde zło da się zwyciężyć. 
- Więc jak mamy to zrobić? - zniecierpliwiony Edmund nieco przesadził z tonem swojego pytania, jednak Aslan nie zganił go.
- Ty, razem z karłem Zuchonem, zostaniesz na zamku i będziesz królował nad wszystkimi, starał się podtrzymywać w Narnijczykach wiarę, nadzieję i będziesz się opiekował swym ludem. Jeśli będzie taka potrzeba, zorganizujesz armię, aby wyruszyć przeciwko siłom zła.
Edmund, rzecz jasna, wolałby brać bezpośredni udział w misji, jednak wiedział, że wola Wielkiego Lwa jest najlepszym wyjściem i nie należy jej się sprzeciwiać.
- Jako że twój brat, Wielki Król Piotr, oraz król Kaspian X, są od ciebie starsi i bardziej doświadczeni w boju, wyruszą na północ, aby pokonać Confusę. Jak się pewnie domyślacie, gwiazdy nie można zabić mieczem, ale jest na to inna recepta, którą wam wyjawię bez świadków. Kiedy Confusa zginie, zginą też wszystkie poddane jej stworzenia. Lecz jeśli wy dwoje polegniecie, nie będzie innej metody - tu Aslan spojrzał na Edmunda - niż użycie siły. Wtedy trzeba będzie zabić całe zło, aż Confusa pozostanie słaba, i zmusić ją do powrotu na niebo, jednak wolałbym, żeby pierwszy plan się powiódł, bo wtedy przyszłość Narnii będzie pewniejsza.
Kaspian i Piotr spojrzeli na siebie. Zrozumieli, że zadanie przydzielone im, jest trudne i niebezpieczne. Jednak nie bez przyczyny byli królami Narnii!
- Och, ale co z nami, Aslanie? - zapytała Łucja. 
Aslan spojrzał na nią i Zuzannę.
- Ty i twoja siostra pojedziecie na moim grzbiecie do mojej krainy.
Z ust dziewczynek wydobyło się zgodne westchnienie zachwytu, a chłopcy prawie jęknęli z zazdrości, jednak uświadomili sobie, że nie byłoby to godne odważnych rycerzy, jakimi byli.
- Pomożecie mi zerwać jabłko z pewnego drzewa, które tam rośnie. Kiedy stworzono Narnię, zasadzono z jabłka, które z niego pochodziło, inne drzewo. Drzewo to sprawiało, że panował ład i pokój, oraz chroniło krainę przed złem. Jednak, gdy nad Narnią zapanowała Biała Czarownica, gdy sprawiła, że zapanowała tu wieczna zima, umarło. Wy pomożecie mi zasadzić nowe, które ostatecznie wypleni z tego miejsca chaos i uleczy zbrukaną złą magią ziemię.
Dziewczynki pokiwały głową. 
- A teraz, Piotrze i Kaspianie, pozwólcie za mną. 
Młodzieńcy zrobili to. Lew zaprowadził ich do zamkowej biblioteki. Wskazał na jedną z półek.
- Piotrze, czy widzisz tu czarną, cienką, starą książkę?
- Owszem, panie.
- Zatem wyjmij ją.
Piotr zrobił tak, jak Aslan mu kazał.
- Otwórz ją.
Na początku książka wydawała się pusta. Jednak Aslan tchnął w nią. Ze stronic spadł jakby pył, odsłaniając złote litery. 
- To księga dobrej magii. Znajduje się tu wiele zaklęć. Także to, o które nam chodzi. 
Kiedyś Biała Czarownica sprowadziła na pewną krainę zagładę. Użyła do tego Żałosnego Słowa. W tej księdze znajdziecie formułę przeciwną do Żałosnego Słowa. Harmonijne Słowo. 
Mimo że żaden z chłopców nie wiedział, czym tak dokładnie jest Harmonijne Słowo, poczuli jakąś dziwną rozkosz w sercu na dźwięk tej nazwy.
- Otwórz księgę na ostatniej stronie, Piotrze.
Piotr zrobił tak, lecz nie spodziewał się ujrzeć tego, co widział.
- Panie, przecież... tu nic nie ma.
Aslan pokiwał głową.
- Harmonijne Słowo może być użyte tylko raz w historii każdej krainy. Myślicie, że jeśli ludzkość miałaby do niego swobodny dostęp, nie byłoby już dawno wykorzystane? Dlatego formuła pojawia się dopiero, gdy osoba, mająca ją wymówić, stoi naprzeciw wroga, mocy, która może zniszczyć całą krainę. Dlatego jedziecie we dwoje - musicie zaskoczyć Confusę tak, żeby nie zdołała wam uciec, jeden z was wyrecytuje formułkę, drugi będzie odpędzał od niego złe istoty. A poza tym wszem i wobec wiadomo, że raźniej jest podróżować z towarzyszem, niż samotnie. Najważniejszą misją dla was będzie ochrona księgi. Jeśli przepadnie, wpadnie w niepowołane ręce, lub zostanie zniszczona, wszystko stracone.
Kaspian i Piotr poczuli, że wielka odpowiedzialność właśnie spadła na ich barki. Nie wiedzieli, czy będą w stanie ją udźwignąć.
Powrócili do reszty rodzeństwa. Aslan zarządził, aby wyruszali natychmiast.
- Weźcie ciepłe okrycia - doradziła Piotrowi i Kaspianowi Łucja - Ponoć na Północy jest okropnie zimno.
Tak też zrobili. Spakowali wszystkie potrzebne rzeczy, osiodłali konie i dobrze ukryli księgę.
- Gotowy? - spytał Piotr Kaspiana.
- Nigdy nie byłem mniej gotowy.
Piotr rozumiał go doskonale. Nie mieli pojęcia, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nich u celu wyprawy.
Jednak los Narnii leżał w ich rękach i oboje byli tego świadomi.
Ostatni raz obejrzeli się za siebie, po czym wyruszyli w nieznane.

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 1

Wiem, dawno mnie tu nie było. 
Wybaczcie. To wina wygórowanych ambicji... Za bardzo przejmuję się szkołą i konkursami, więc niestety często płacę za to zdrowiem, snem, czasem i energią do życia. Ale na szczęście wakacje zbliżają się wielkimi krokami, więc odpocznę i nadrobię zaległości. Dziękuję Chochliczkowi za komentarz, który mnie do tego zmotywował :)


Kaspian... Przesłyszała się, na pewno. Nie było innej opcji. Chyba, że młody władca Narnii wpadł w tarapaty? Nawet nie dopuszczała do siebie takiej myśli. 
Chociaż... Może wtedy powróciliby do Narnii, żeby mu pomóc? O tak, ta myśl bardzo jej się spodobała.
Spojrzała na brata. Jasna czupryna w nieładzie opadała mu na czoło. Uśmiechał się przez sen. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. 
Powoli zapadał wieczór. Nagle Łucja usłyszała dudnienie dochodzące z parteru. Ktoś biegł po schodach. Na palcach ruszyła mu naprzeciw. 
- Edmund! - syknęła, gdy ujrzała swojego brata, niestarającego się ani odrobinę zachować ciszy. Piłka, którą trzymał w dłoniach, była cała ubłocona. Pewnie przy innej okazji by go za to zbeształa i kazała oczyścić piłkę na dworze, ale teraz miała inne priorytety. - Bądź ciszej, błagam cię! Piotr śpi, bo... źle się poczuł. - wymyślenie dobrej wymówki zajęło jej sekundę. - Chyba zjadł coś niestrawnego i bardzo cierpi, więc proszę, nie budź go.
Edmund skinął głową i poszedł do pokoju. Zrobił to w miarę cicho, więc Łucja odetchnęła z ulgą. Przynajmniej tym nie musi się martwić.
***
Po kilku godzinach snu Łucja otworzyła oczy. Wokół panowała ciemność, ale jej oczy szybko się przyzwyczaiły i po chwili zaczęła rozróżniać kształty. Łóżko Zuzanny wciąż było puste. 
Nagle na dole rozległy się śmiechy i stukot otwieranych drzwi. Łucja rozpoznała donośny głos Zuzanny i uwodzicielski ton chłopaka, z którym ostatnio się nie rozstawała.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś - Zuzanna zachichotała.
- Ależ cała przyjemność po mojej stronie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej!
- Kłamczuch z ciebie!
- Nieprawda!
Łucja przysłuchiwała się tym pustym słowom. Zastanawiała się, jak to możliwe, że Zuzanna z dobrej, odważnej dziewczyny, zmieniła się w pustą lalę, którą obchodzą tylko chłopcy i przyjęcia.
W końcu na dole nastała cisza, co oznaczało, że para się całowała. Łucja skrzywiła się. Gdy usłyszała krótkie słowa pożegnania, zamknęła oczy i udała, że śpi. 
Nie musiała długo udawać - po kilku sekundach zasnęła.
***
Piotr siedział przy stole i pił zimną wodę. Czuł niewyobrażalny ból głowy, ogień w gardle i przytłaczające wyrzuty sumienia. 
Cholera, ale jestem głupi. Nierozsądny. 
Powoli przypominał sobie kolejne chwile wczorajszego wieczoru.
Biedna Łucja.
Z każdym momentem wyrzuty sumienia przeradzały się we wstyd i upokorzenie. Łzy zapiekły go pod powiekami, ale nie pozwolił im popłynąć, bo usłyszał kroki. 
Na szczęście (albo na nieszczęście, bo teraz było mu jej szkoda) była to Łucja. Podeszła do brata i spojrzała na niego badawczo. On spojrzał na nią i wydukał nieskładne przeprosiny. Usiadła obok niego i spojrzała mu w oczy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała po chwili milczenia.
Nie wiedział.
- Nie mam pojęcia. Żeby zapomnieć? Żebyście poczuli się winni? Żebyście wreszcie przestali mnie traktować jak tego Piotra, który gapi się całymi dniami w okno i jest kompletnie załamany i trzeba się nad nim zlitować lub starać się go za wszelką cenę upokorzyć?
Łucja spojrzała na niego wstrząśnięta. Broda mu zadrżała, a z oczu zaczęły płynąć łzy.
- Proszę, nie mów Edmundowi, ani Zuzannie. Nie chcę, żeby uważali mnie za słabeusza.
Łucja uśmiechnęła się i go przytuliła. Przyniosło mu to ogromną ulgę. Dziewczynka miała w sobie tyle miłości, że jest w stanie ukoić nawet najbardziej zranione serce. 
- Nie jesteś słabeuszem, Królu Piotrze Wielki.
***
Piotr i Łucja zjedli wcześniej śniadanie, po czym Łucja stwierdziła, że tak dalej być nie może i wyciągnęła brata na spacer. Dawno nie słyszała, żeby tak szczerze się śmiał, jak podczas tego dnia.
Najpierw poszli na lody (Piotr wziął czekoladowe, a ona malinowe, choć i tak skończyło się tym, że się zamienili), potem Łucja przeciągnęła go po kilku antykwariatach i wyniosła stamtąd górę książek, za które zapłaciła grosze. A potem zaczęła się najlepsza część - poszli na plac zabaw i poczuli się przez chwilę jak dzieciaki - huśtali się na huśtawkach, kręcili się na karuzeli, grali w berka. Piotr wreszcie był szczęśliwy. Gdy wracali do domu, znienacka przytulił Łucję, podniósł kilkanaście centymetrów nad ziemię i obrócił się wokół własnej osi, choć ze stanem jego głowy w tym momencie był to niemal nieludzki wyczyn. Dźwięczny śmiech jego siostry brzmiał mu w uszach. Niesamowite było, jak ta mała potrafiła poprawić człowiekowi humor. 
- Dobrze, że jesteś - wyszeptał Piotr, kiedy już postawił ją na ziemi. Łucja uśmiechnęła się do niego szeroko i pobiegli do domu.
Zuzia i Edmund nie wyglądali na szczególnie zaniepokojonych ich nieobecnością, mimo że wrócili późnym wieczorem. Edmund czytał książkę, leżąc na łóżku, a Zuzanna stała przed lustrem i układała włosy.
- Jaki jest sens układania włosów, jeśli za chwilę i tak pójdziesz spać i ci się rozwalą? - Piotr nie zdołał utrzymać języka za zębami. Zuzanna odwróciła się od lustra i spojrzała na brata wzrokiem mordercy.
- Dlatego, że w przeciwieństwie do niektórych - wbiła w Piotra znaczące spojrzenie - mam z kim spędzać wieczory. I jutrzejszy spędzam z Leonem. A chcę wyglądać ładnie. Więc chyba muszę wiedzieć, jaką fryzurę zrobić i nie zostawiać wszystkiego na ostatni moment? Po prostu nie rozumiesz, co to znaczy kochać.
Piotr oburzył się.
- Akurat ja, w przeciwieństwie do ciebie wiem, co to znaczy kochać. Dla ciebie liczy się to, czy chłopak jest przystojny. Czy wywodzi się z bogatego domu. Czy ma dużo znajomych i będziesz mogła chadzać na przyjęcia. Czy zapewni ci bogatą przyszłość. Dla mnie to się nie liczy.
Zuzanna prychnęła.
- Gadki o wnętrzu przewijają się przez nasze życie od pierwszego usłyszenia bajki o brzydkim kaczątku. A ty nie musisz mi prawić kazań, bo znam te wszystkie gadki na pamięć!
- Kto tu komu prawi kazania?!
- Uspokójcie się oboje! - Łucja postanowiła przerwać bezsensowną kłótnię rodzeństwa. Rzecz jasna, była po stronie Piotra, lecz uważała, że zaognienie sporu nikomu nie wyjdzie na dobre, lecz tylko pogorszy sytuację.
Nastała nieprzyjemna cisza. Każdy zajął się sobą, w końcu Łucja stwierdziła, że bierne przyglądanie się sytuacji nie ma sensu, więc poszła spać.
Obudził ją Piotr. Krzyczał. Nie potrafiła oddychać, czuła niewyobrażalne gorąco. Wokół płonął ogień.
Nie była w stanie się podnieść. Zarzuciła mu ręce na ramiona, on ją podniósł.
Zuzanna i Edmund stali przed oknem. To była ich jedyna szansa. Pierwszy skoczył Edmund. Druga miała skoczyć Zuzanna, jednak najpierw ze łzami w oczach przeprosiła Piotra za kłótnię.
- Życie ci nie miłe? Skacz, wybaczam! - tylko tyle zdołał wykrztusić w odpowiedzi.
Skoczyła. Nagle za Piotrem odpadł płonący kawałek sufitu i ogień zaczął lizać mu nogi.
Nie ma się co dłużej wahać - pomyślał.
I skoczył.
Łucja mocno się w niego wtulała.
Pierwsze piętro nie jest wysoko. Przeżyjemy. Musimy. - takie myśli pojawiały się w jego głowie.
Ku swojemu zdziwieniu nie spadł na twardą ulicę. Nie odczuł bólu. Poczuł coś... miękkiego, sypkiego i zimnego jak... śnieg.
Śnieg.
Był środek lata.
Musiało mu się przewidzieć. Kolejną dziwną rzeczą była panująca dookoła jasność, a przecież był środek nocy.
To niemożliwe. - pomyślał i stracił przytomność.
A przecież życie już dawno powinno nauczyć Piotra Pevensie, że nie ma rzeczy niemożliwych. 

czwartek, 23 stycznia 2014

Prolog

To było już dawno, ale Piotr wciąż nie potrafił zapomnieć. Wciąż wracał myślami do krainy, gdzie wszystko żyło. Wracał myślami do dawnych chwil szczęścia i żałował, że już nie wrócą. Czuł, że jego świat był w Narnii, czuł, że do "prawdziwego świata" zwyczajnie nie pasuje.
Czasem przyłapywał się na tym, że nie wiedział, o czym do niego mówiono, bo w głowie słyszał głos Aslana. 
Już nie wrócicie do Narnii.
Ta świadomość była tak bolesna, że Piotr nie potrafił się uśmiechać. Brakowało w nim zwyczajnej radości z prostych rzeczy. Nie potrafił się cieszyć tym, że dostał się na najlepszą uczelnię w kraju, że mu się powodzi... Że w przeciwieństwie do wielu, wojna ich nie dotknęła. Nie potrafił się cieszyć praktycznie niczym.
Zdarzały mu się dni, gdy nie wychodził z mieszkania i tylko spoglądał za okno, mając nadzieję, że ujrzy tam jakiś Znak, że Coś się wydarzy.
Siadał wtedy na krześle, łokcie opierał o parapet i potrafił wytrzymać w jednej pozycji długie godziny. Słońce pokonywało już wtedy długą drogę od wschodu do zachodu, aż w końcu znikało za horyzontem. A Piotr dalej trwał. Mimo że słoneczne odbicie w jego oczach zmieniło się w odbicie gwiazd. 
Zuzanna, która również miała już nie wrócić do Narnii, radziła sobie lepiej. Udawała, że nie pamięta, co to takiego jest Narnia, chodziła na przyjęcia, spotykała się z różnymi mężczyznami... Zmieniła się. To już nie była Królowa Zuzanna Łagodna. Nawet nie zauważyła tego, jak Piotr się zmienił.
Łucja i Edmund wciąż byli dziećmi. Mieli w sobie tę radość, beztroskę... W każdej chwili mogli powrócić do Narnii. Piotr tak im zazdrościł, że czasem złościł się na nich bez powodu. Łucja, w przeciwieństwie do Zuzanny, zauważyła zmiany zachodzące w bratu, a nawet chciała z nim o tym porozmawiać, jednak on zbył ją krótkim "nie trzeba".
I tak mijały dni. Czasem Łucja przysiadywała razem z bratem przy oknie i próbowała go przywołać do porządku, jednak nic sobie z tego nie robił. 
- Dlaczego to robisz? Skoro Aslan uznał, że tak będzie lepiej, to widocznie miał rację! - raz nie wytrzymała i krzyknęła na niego. - Zachowujesz się jak dziecko. To żałosne!
Wstał i nachylił się nad nią. Myślała przez chwilę, że ją uderzy, więc się skuliła. Nie zrobił tego. Po prostu się rozpłakał.
- Łatwo ci mówić! Ty tam jeszcze wrócisz! - krzyknął, po czym wybiegł z mieszkania i pobiegł do najbliższego baru. Zamówił whiskey i zamierzał się upić. No bo dlaczego nie? I tak nikt go nie potrzebuje i wszyscy mają do niego pretensje o nie wiadomo co.
Upił pierwszy łyk. Alkohol mile rozpalił mu gardło, resztę wypił duszkiem. Trzęsącymi się dłońmi nalał sobie kolejną szklankę i powtarzał kilkukrotnie cały proces. W końcu kompletnie się wstawił i nie kontaktował ze światem. Na szczęście Łucja, gdy nie wracał, postanowiła przeszukać parę miejsc w okolicy, aż w końcu go znalazła. Zalanego, płaczącego i mamroczącego jakieś brednie.
- Toś się urządził - mruknęła pod nosem i cudem zaciągnęła brata do domu. Po drodze kilka razy wymiotował i wywracał się.
Gdy znaleźli się w mieszkaniu, bez skrępowania zaciągnęła brata do łazienki i zaczęła rozbierać. Tym razem cieszyła się, że Edmund poszedł grać w piłkę, a Zuzanna znów siedziała na jakimś przyjęciu. 
Wrzuciła przepocone i ubrudzone wymiocinami ubrania do miski z wodą, a Piotra zaprowadziła pod prysznic. Zakasała rękawy i umyła go zimną wodą. Nie odczuwała żadnego skrępowania, w końcu to był jej brat. 
Gdy już był czysty, zaprowadziła go do łóżka i okryła kołdrą. Zasnął jak dziecko po kilku sekundach. Po raz pierwszy od dawna wyglądał na szczęśliwego. Uśmiechał się, jakby znów był w Narnii. Mamrotał coś pod nosem. Łucja zamarła. Rozpoznała jedno słowo.
Kaspian.